„Cywilni żołnierze” pilnie poszukiwani. Trwa nabór do Obrony Terytorialnej

„Cywilni żołnierze” pilnie poszukiwani. Trwa nabór do Obrony Terytorialnej

W razie wojny – pójdą pod broń. W razie klęski żywiołowej – będą chronić cywili i ich mienie. Na co dzień – mają propagować postawy patriotyczne. Rusza nabór do jednostek Obrony Terytorialnej.

Mirosław Łubkowski bardzo się starał przed laty, by nie trafić w szeregi Wojska Polskiego w ramach obowiązkowego przeszkolenia. I starał się skutecznie. Mateusz Kaczmarzyk nie bronił się przed wojskiem specjalnie, ale bez żalu przyjął decyzję kapitana wojskowej komendy uzupełnień. – Stwierdził, że na moją żonę i dwójkę dzieci wojsko nie będzie płaciło i od razu przeniósł mnie do rezerwy – opowiada. To było jakby w innym życiu, dziś i od lat obaj są członkami Związku Strzeleckiego „Strzelec” Józefa Piłsudskiego w Rzeszowie i obaj chcą do wojska. Do 3. Podkarpackiej Brygady Obrony Terytorialnej, która lada chwila ma być powołana. Zainteresowanie wojskowością dojrzewało w nich stopniowo, przystąpienie do ZS „Strzelca” było naturalną konsekwencją. Obaj doszli do wniosku, że zdobyte tu sprawności mogą przydać się w skali obronności narodowej, obaj zgłosili chęć wstąpienia w struktury Obrony Terytorialnej kraju. Podobnie, jak wiele ich koleżanek i kolegów z rzeszowskiego „Strzelca”. A wkrótce zapewne tysiące innych w skali województwa. Bo tak rozumieją powinność wobec ojczyzny, bo to sposób na podniesienie bezpieczeństwa kraju w ogóle, ale i ich rodzin – co ważne. Bo prywatne pasje wykorzystają dla dobra publicznego. Nie przekonuje ich argument, że jednostki OT zasilą ci, dla których 500 zł miesięcznie będzie najważniejszym argumentem. – Nie sądzę, żeby ktoś miał ambicję przeżyć za 500 zł miesięcznie, to tylko finansowy gest państwa wobec żołnierzy OT – argumentuje Kaczmarzyk. Niektórzy z nich doświadczyli, że pracodawcy niechętnie widzą udział podwładnych w OT, bo przecież dwa dni w miesiącu nie będzie ich w pracy. Zobacz też: 500 zł dla ochotników z Obrony Terytorialnej – Wtedy można użyć argumentu, że każdego z pracodawców mogą dosięgnąć skutki klęski żywiołowej – podpowiada Łubkowski. – Także jego firma może zostać choćby zalana przez powódź. I wtedy może się okazać, że jedyną siłą, która natychmiast rzuci mu się na ratunek, będzie pododdział OT. Łubkowski ma bardzo prywatne obawy: obowiązek każe mu w razie zagrożenia i alertu opuścić rodzinę i stawić się w jednostce. Kaczmarzyk ma obawy „strategiczne”: żeby zapał tysięcy ludzi w Polsce, którzy dla dobra wspólnego chcą wstąpić w szeregi OT, nie został zaprzepaszczony, a idea Obrony Terytorialnej nie zmarła choćby z przyczyn politycznych.

Źródło: nowiny24.pl